poniedziałek, 11 stycznia 2021

16. czekoladowa żaba

 Było już tak gorąco, że pokochałam lochy. Jedyne miejsce w całym zamku gdzie nie było duszno. A już jutro rozpoczynają się nasze pierwsze egzaminy w Hogwarcie. Oprócz tego, że bałam się zemdleć z gorąca to jeszcze martwiłam się tym czy wszystko umiem, przecież to nie jest takie oczywiste! 

   Siedziałam w kącie pokoju wspólnego i próbowałam uspokoić swoje myśli. Sama nie wiedziałam czemu się tym stresowałam, może dlatego, że to pierwsze egzaminy ? A może nic nie umiałam i z braku wiedzy się stresowałam ? Były to chyba moje pierwsze egzaminy w życiu! W mugolskiej szkole były sprawdziany z każdego działu, a tutaj musiałam umieć wszystko co nauczyłam się przez te kilka miesięcy! 

W ręku ściskałam list od moich rodziców, gdyby nie oni to ciężko by mi było przeżyć ten rok. W ostatnim liście jaki wysłałam rodzicom żaliłam się, że nie poradzę sobie na egzaminach i jako pierwszą w rodzinie wyrzucą mnie z Hogwartu. Wczoraj dostałam odpowiedź i było to coś takiego do czego będę często wracała. 


Kochana córeczko, 

Po pierwszym roku nikogo nie wyrzucają z Hogwartu inaczej Twój ojciec nigdy by nie skończył szkoły w sumie... gdyby nie ja to nigdy by jej nie skończył. 

Na początku szkoły dopóki nie dostał się do drużyny Quidditcha nie miał jak spożytkować swojej energii, która go dosłownie roznosiła, wszędzie było go pełno. Był niegrzeczny do tego stopnia, że Dumbledore zabrałam jemu i Thomasowi różdżki na tydzień! (Ostatnio dowiedziałam się, że syn Thomasa też chodzi do Hogwartu, może znasz ? Chociaż lepiej nie wspominaj mu o jego tacie, ponieważ zostawił jego zaraz po narodzinach...) 

Jeżeli dziwi Cię, że dyrektor wziął im różdżki, zrobił to dlatego, że jedyna rzeczą jaką Twój ojciec wtedy umiał to transmutacja kielicha w mysz i robił to przy każdym posiłku. Kiedy już jakaś dziewczyna zaczynała pić oni zamieniali jej kielich w mysz, a ofiara składała pocałunek w pyszczek myszki. Wyobraź sobie jaki był pisk przy każdym posiłku... Dyrektor miał tego dość i w ramach kary zabrał im różdżki, a dodatkowo był to początek pracy profesor McGonagall jako opiekuna Gryffindoru, więc dołożyła im jeszcze czyszczenie Nagród w Sali Pamięci co miesiąc, aż do wiosny. (Profesor McGonagall na początku swojej pracy w Hogwarcie nie miała łatwo, trzy lata po rozpoczęciu przez nas nauki do szkoły przyszedł James Potter i jego koledzy... Ci to dopiero dali popalić.) 

Trochę ponarzekałam na Twojego tatę to teraz poraz na moją opowieść z pierwszych egzaminów. Ja na swoich pierwszych egzaminach zemdlałam, a to wszystko przez ... - nie mogłam się w tym miejscu rozczytać, ponieważ mama wszystko pokreśliła - przez moją byłą koleżankę, która nakłamała mi, że będziemy zdawać egzaminy przed całą szkołą! Taka byłam zestresowana, że ledwo przekroczyłam próg sali i zemdlałam. Ocknęłam się jak już było po wszystkim na moje szczęście dyrektor jak i nauczyciele byli bardzo wyrozumiali, więc pozwolili mi pisać następnego dnia. 

Także jak widzisz nie masz się czym martwić, bo nie byłaby to pierwsza wpadka na egzaminach w naszej rodzinie. Zapytaj może Maya i Taylor też mają jakąś historie z tym związaną ? 

Wrazie jakiś problemów i wątpliwości zawsze możesz do mnie, a raczej do nas napisać. 

Trzymam mocno kciuki i kocham Cię!  


Mama


W poniedziałek czyli w już jutro mamy egzaminy teoretyczne z transmutacji oraz zielarstwa. O ile z tego pierwszego przedmiotu mogłam liczyć na minimum zadowalający to z drugiego zadowalający byłby szczytem marzeń. Żadnego z przedmiotów nie boję się tak jak zielarstwa no może jeszcze astronomii. Starałam się myśleć pozytywnie, ale trzęsące się ręce wskazują na zupełnie coś innego. 


- Jeżeli będziesz się tyle uczyć to głowa Ci pęknie zanim skończysz tę szkołę - dosiadła się do mnie Dafne 


- Nie uczę się, tylko powtarzam najważniejsze informacje. 


- Już Ci to nic nie da. Chodź do reszty mamy zapasy słodyczy. 


Niechętnie ruszyłam się z mojego cichego miejsca i podążyłam za przyjaciółką. Na jednej z głównych kanap siedzieli wszyscy moi znajomi. 


- Pani mądralińska! Chodź, siadaj - przywitał mnie radośnie Blaise 


- Żadna mądralińska.


- Jasne... a kto się przed chwilą uczył ? Na pewno nie żadne z nas.


- Ja też nie. Czytałam list od rodziców - na potwierdzenie moich słów wyciągnęłam z kieszeni zmiętą kartkę od mamy. 


- Uznajmy, że Ci wierzymy - na te słowa Dafne zachichotała, ona jedyna wiedziała, że siedziałam tam i powtarzałam zielarstwo. 


Resztę wieczoru spędziłam z moimi przyjaciółmi... tak są moimi przyjaciółmi. Może nie wiem czy mogę im wszystkim ufać, ale wiem, że gdyby jakiś gryfon zaatakował mnie na korytarzu wszyscy stanęliby w mojej obronie. 


Rano obudziłam się jako pierwsza! Jeszcze nigdy tak nie było żebym wstała szybciej niż Millicenta. Wzięłam wszystkie swoje notatki i rozsiadałam się w pokoju wspólnym. Do śniadania zostało jeszcze trochę czasu, więc mogłam ostatni raz przeczytać wszystko z transmutacji. 


- A Ty co Shafiq spać nie możesz ? 


- Malfoy, a Ciebie skąd przywiało... ?


- Byłem wysłać sowę mamie. 


- Twoja mama też była w Slytherinie ? - o ojca nie musiałam pytać tyle razy już o nim słyszałam, że czuje jakby z nami chodził do szkoły. 


- Oczywiście, że tak. Mój ojciec nie spojrzałby na byle puchona.


- Dlaczego zakładasz, że ktoś poza Slytherinem jest byle kim ? 


- Bo tak jest! Tylko miernota nie trafia do Slytherinu. 


- Widocznie jeszcze za mało ludzi znasz! 


- A no tak zapomniałem, przecież Ty jako jedyna w swojej rodzinie trafiłaś do Slytehrinu. Czarna owaca. 


- Mi to odpowiada - wzruszyłam ramionami, chociaż tak naprawdę uderzyły mnie jego słowa, ponieważ to prawda... 


- Wiadomo lepiej być czarnym niż białym jak wszyscy.  


Z tymi słowami odszedł do swojego dormitorium. 


Zaczęłam zastanawiać się czy przeszkadza mi to, że jestem w domu węża. Absolutnie nie! A najgorsze, że nawet czuje się lepsza niż moje rodzeństwo. Slytherin źle na mnie działa... bardzo źle. A może od zawsze tak było, a ja nigdy nie zwracałam na to uwagi ?


***


Po zjedzonym śniadaniu wraz z Gryfonami ustawiliśmy się przed salą do transmutacji. 

Mam wrażenie, że nie dochodziły do mnie żadne bodźce od czasu do czasu kiwałam tylko głową żeby przytaknąć chociaż nie wiem o czym mówili moi przyjaciele. 

Równo z dzwonkiem oznajmiającym początek lekcji profesor McGonagall otworzyła sale i każdy zajął swoje miejsce. 

Mimo iż siedzieliśmy parami w ławce nie mieliśmy możliwości ściągania przez zaczarowane pióra, które dostaliśmy od profesor. 


     Kiedy wyszłam z sali miałam ochotę skakać pod sufit, bo jak dla mnie pytania były bardzo proste! Do obiadu mieliśmy jeszcze trochę czasu, więc postanowiliśmy spędzić trochę czasu przy jeziorze. Szłam z dziewczynami, a za plecami słuchałam ciągłe narzekanie Blaise. Moje ulubione zdanie brzmiało; 

- Myśle sobie tylko McSztywna może rozwiązać ten egzamin patrzę na Anastazje, a ta jedzie już z drugą stroną! Rozumiecie to ? Z drugą stroną kiedy ja byłem na zadaniu drugim! 

Przestałam się martwić nawet zielarstwem, bo przecież nie może się tam pojawić nic trudnego wykraczającego poza moje notatki. 

Rozsiedliśmy się na trawie i delektowaliśmy się słońcem. Przez dłuższą chwile nikt się nie odzywał, co było raczej rzadkością u nas.


- Jakie macie plany na wakacje ? - zaczęła Dafne 


- Jedziemy z mamą do Afryki - pochwalił się Blaise 


- Kolejny mąż już umarł ? - zażartował Draco 


- Nie interesuje mnie to. Im mniej wiem tym lepiej żyje jak mówi moja mama. 


- Dlatego to zastosowałeś na transmutacji ? - zaśmiałam się 


- Nie rozmawiam z Tobą. Jak można tak dużo pisać na egzaminie ?! 


Do póki nie zabiły dzwony oznajmiające obiad żartowaliśmy z siebie nawzajem. 


     Czas do egzaminu z zielarstwa mijał nieubłaganie szybko. O tyle co 2 godz temu byłam pewna, że zdam to na spokojnie tak teraz stojąc przed salą byłam bardzo zestresowana. 

Profesor Sprout przygotowała sale tak aby każdy siedział osobno i w miarę możliwości daleko od siebie. Moje miejsce było pomiędzy Pansy a Millicentą gdyby była możliwość ściągania przyjęłabym się tym, ale mamy te same pióra co u profesor McGonagall, więc trzeba polegać na sobie. 

To bardzo podejrzane... jak to możliwe, że znałam odpowiedzi na wszystkie pytani ? Po dzisiejszych egzaminach czuje, że już wszystko mogę zdać! 


***


Ten tydzień minął mi najszybciej ze wszystkich spędzonych w Hogwarcie! Po poniedziałkowych egzaminach moi przyjaciele stwierdzili, że jednak trzeba się trochę przyłożyć, więc resztę wieczoru powtarzaliśmy receptury na egzamin praktyczny z eliksirów oraz teoretyczny z obrony przed czarną magią. We wtorkowy wieczór pomagałam Pansy w przygotowaniach do egzaminu praktycznego z transmutacji. Parkinson ze stresu przestała sobie radzić z czymkolwiek co dotyczy użycia różdżki. Pół wieczora ją uspokajałam, a drugie pół zmienialiśmy przedmioty w zwierzęta. W środę po transmutacji Dafne pomogła mi w przygotowaniach do egzaminu z astronomii jest do jedyny przedmiot z którego nie jestem pewna czy zdam. W czwartek mieliśmy same egzaminy praktyczne. Rano obronę przed czarną magią w którym musieliśmy wykazać się prostymi zaklęciami obronnymi. Po południu czekał na nas egzamin z zaklęć. Profesor Flitwick był bardzo wyrozumiały i patrzył na nas przychylnym okiem. W piątek mieliśmy egzamin, który wymagał od nas najwiecej wiedzy czyli teoria z historii magii. Nie ukrywam, że zadania były bardzo skomplikowanie sformułowane i było trzeba bardzo się natrudzić, żeby wszystko napisać mieszcząc się w wyznaczonym czasie. 

- Skończyliśmy to! - krzyknęła cała sala po skończonym egzaminie z historii magii. 

Każdy z wielkie uśmiechem na twarzy udał się na błonia gdzie w swoim gronie grał w gry lub po prostu rozmawiał. 

Cały nasz Slytherinowy rocznik usiadł niedaleko jeziora. Nott grał z Millicenta w szachy czarodziejów, Dafne leżała z zamkniętymi oczami na trawie, Draco dyskutował z Crabben i Goylem raz po raz wybuchali śmiechem przez co obawiałam się, że szykują jakąś niemiłą niespodziankę na zakończenie roku, Blaise i ja zastanawialiśmy się jak będą wyglądały teraz lekcje skoro jesteśmy już po egzaminach. 


***


Przy kolacji panowała wesoła atmosfera. Przy stole nauczycielskim brakowało kilku nauczycieli w tym samego Dumbledore dlatego pewnie panował taki hałas. 


- Będziemy do siebie pisać przez całe wakacje ? - zapytała Dafne 


- Nie, dzięki - mruknął Malfoy i wrócił do rozmów ze swoim gangiem 


- Oczywiście! Nie wiem jak bez was wytrzymam te dwa miesiące... - objęła nas rękoma Milli 


- Zastanowię się - udałam zamyśloną 


- Nie udawaj Draco! - dźgnęła mnie palcem Dafne 


- A tfu broń mnie Merlinie. 


- Dobrze, że Cię nie słyszy, bo dawno się nie kłóciliśmy i po takim czasie to było by pewnie tornado obelg - stwierdziła Pansy 


- Lubię się z nim kłócić - wzruszyłam ramionami - najbardziej lubię wyraz jego twarzy kiedy wie, że przegrał. 


Po kolacji wszyscy poszliśmy do pokoju wspólnego. Miałam jeszcze ochotę pospacerować się po błoniach, ale wiedziałam, że jak zostanę przyłapana to Snape obedrze mnie ze skóry. Nasz opiekun bardzo nie lubił gdy spacerowaliśmy poza pokojem wspólnym, sama się o tym przekonałam... 

Dochodził już późny wieczór kiedy stwierdziłam, że dłużej nie wysiedzę i muszę pójść się przejść. Nikt nie miał ochoty pójść ze mną. 

Najciszej jak potrafiłam wydostałam się z lochów i kierowałam się ku wyjściu z zamku kiedy zauważyłam, że po błoniach spaceruje profesor Sprout. Nie miał ochoty wracać jeszcze do dormitorium, więc udałam się na wycieczkę po zamku. 

Po egzaminach chyba zaczęło brakować mi adrenaliny, ponieważ nogi zaprowadziły mnie w miejsce gdzie nie powinno mnie być... 


- Panno Shafiq!!! - na te słowa serce podeszło mi pod gardło... 

czwartek, 7 maja 2020

15. czekoladowa żaba


Podczas wykonywania zadania na zielarstwo w bibliotece zauważyłam Hagrida, który przemykał między półkami. Chciałam do niego podejść, ale Potter ze swoją świtą mnie ubiegł. Mam jedną zasadę nie wchodzić im w drogę, im mniej Pottera tym więcej spokoju. Hagrid wyszedł z biblioteki tak szybko, że nawet się ze mną nie przywitał.
- On wie o kamieniu filozoficznym – szepnął Ron do swoich przyjaciół kiedy mnie mijali.
Zaczęło mnie to zastanawiać, dlaczego Hagrid miałby wiedzieć o kamieniu ? Nie wydaje mi się aby chciał żyć wiecznie w swojej chatce. Stwierdziłam, że lepiej się tym nie interesować, bo jeżeli siedzi w tym Harry, Ron i Hermiona to nie wróży nic dobrego.
- Cześć siostra – w bibliotece przysiadł się do mnie Taylor.
- Pierwszy raz od meczu się do mnie odezwałeś, a to już 10 dni minęło.
- Czasu nie miałem
- Gdybym Cię nie znała to bym uwierzyła, ale wiem, że duma Cię bolała.
- Nie ?
- Starałam się być delikatna. – przytuliłam się do jego boku aby załagodzić sprawę.
- Nie podlizuj się…  Przegrałem z młodszą siostrą, którą sam nauczyłem grać! Chociaż nie… tata do mnie napisał i wychodzi, że nawet tego nie zrobiłem.
- Hej Taylor… Co się dzieje ?
- Nic – mój brat był widocznie przybity, a ja od razu tego nie zauważyłam!
- Mi nie powiesz ? – starałam się robić słodkie oczy, abt mj uległ.
- Muszę iść.
Pośpiesznie wstał i wyszedł, nawet się za siebie nie obejrzał. To było bardzo dziwne przebija chyba wszystkie dziwności naszej rodziny. Zawsze byliśmy ze sobą szczerzy, mój brat zawsze mógł do mnie przyjść, a ja do niego.
Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że wcale tak nie było. To moje pierwsze osiem miesięcy w Hogwarcie przez ostatnie trzy lata mnie tu nie było, żeby Taylor mógł ze mną rozmawiać o swoich szkolnych problemach.
Musiałam porozmawiać z Mayą i to teraz! Zadanie na zielarstwo może poczekać. Nie pomyślałam tylko o tym, że jest czwartek późne popołudnie i moja siostra zapewne siedzi w dormitorium.
Czy bezpiecznie jest pójść Ślizgonce do wieży Gryffindoru ? Pewnie nie. Czy pomyślałam o tym stojąc przed wejściem do domu mojej siostry ? Oczywiście, że nie!
- Shafiq! Mam nadzieję, że masz dobry powód by tu być inaczej profesor Snape nie będzie zadowolony, że uczennica z jego domu chce włamać się do pokoju wspólnego Gryfonów.
- Oliver… Po pierwsze nie chciałam się nigdzie włamywać, a po drugie chciałam porozmawiać z moją siostrą.
- Siostrą ? Myślałem, że masz tylko brata.
- Nie znasz Mai Shafiq ? To dziwne… jest bardzo głośna i trudno ją nie zauważyć.  
- Maya ? Takie ciemne włosy ? To Twoja siostra ?!
- To takie dziwne ?
- Trochę. Zresztą nigdy nie mówiła, że jej siostra jest w Slytherinie.
- Gdybyś był jedyną osobą w całej swojej rodzinie w Slytherinie to raczej nikt by się tym nie chwalił. A teraz możesz zawołać Maye ?
- Jasne… i – zawahał się przez chwilę – dobry mecz z Ravenclaw żałuję, że nie jesteś tak jak siostra w Gryffindorze.
- Ta… dzięki – trochę się zarumieniłam. Uważałam, że Wood jest najlepszym nie licząc mojego brata obrońcą w Hogwarcie, a teraz mnie chwalił! To kolejność dziwaczność tego dnia.
- Anastazja! Co Ty tutaj robisz ? Miałyśmy się nie znać, a teraz wszyscy wiedzą, że jesteś moją siostrą! Nie przychodź tutaj więcej.
- Gdybym nie musiała to  bym nie przyszła. Uwierz mi też nie sprawia to przyjemności.
- To co Cię zmusiło tu przyjść ?
- Taylor. Coś jest z nim nie tak…
- Jest dużym chłopcem poradzi sobie.
- Maya! To nasz brat.
- Nie jesteśmy w domu tutaj każdy radzi sobie sam.
- Od zawsze byłaś taka nie czuła czy Gryffindor Cię tak zmienił ? - ze łzami w oczach uciekłam od niej.
            Jak ona mogła nas tak traktować ?! Byliśmy rodzeństwem! Mama zawsze powtarzała, że wszystko przeminie, ale my zawsze będziemy rodzeństwem i powinniśmy się wspierać, a nie udawać, że się nie znamy!
Cały czas szlochając wróciłam do mojego dormitorium. Denerwowała mnie obojętność Mai, brak rozmowy z Taylorem i nienawiść całego Hogwartu do Ślizgonów. Dlaczego zawsze byliśmy posądzani o coś złego i nikt nie chciał się do nas przyznawać ?!
Leżałam twarzą w poduszce, a na moich plecach leżał Żabert jedyne stworzenie, które nie odwróciło się ode mnie. Leżąc jak stara miotła Filcha, zasnęłam. W pełnym stroju szkolnym , nawet powrót moich współlokatorek mnie nie obudził.

***

            Według wieży zegarowej dochodziła godzina 3 w nocy. Doskonale wiem, że nie powinno mnie tu być, ale musiałam zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Będąc w domu lubiłam wychodzić tak późno na balkon i błądzić myślami. Teraz spacerowałam po dziedzińcu Hogwartu, ale nie mogłam zbyt głęboko pogrążyć się w myślach, ponieważ musiałam nasłuchiwać czy ktoś nie idzie.
Okazuje się, że nie mam jednak w życiu aż tyle szczęścia jak mi się wydawało. Kiedy miałam już wracać do dormitorium przy schodach do lochu spotkałam profesora Snape’a.
- Shafiq! Co robisz o 4 nad ranem na korytarzu ? – w ciemnościach ledwo mogłam dostrzec wyraz jego twarzy, ale byłam pewna, że malowała się na niej wściekłość – za mną!
Chciałam się zbuntować, bo przecież jest 4 i powinnam pójść spać, a nie z nim. Snape zaprowadził mnie do swojego gabinetu, który w lekkim świetle świec wyglądał jeszcze upiorniej niż zwykle.
- Jeszcze żaden Ślizgon nie był tak nieodpowiedzialny – chciałam wtrącić „A Voldemort ?” ale stwierdziłam, że lepiej nie pogarszać swojej sytuacji – żeby się szwendać w nocy po korytarzach! Czy wiesz jakie jest to niebezpieczne ?! – był tak zdenerwowany, że nawet nie mówił do mnie per panno, postanowiłam również nie wspominać nic o tym, że byłam na dziedzińcu, bo zdenerwowało by go to jeszcze bardziej, o ile się da – Gdzie byłaś o tej godzinie ?
- Nie mogłam spać i chciałam pospacerować – mruknęłam cicho.
- Pospacerować o 4 nad ranem ?! Uczeń nie ma prawa przebywać o tej godzinie poza swoim pokojem wspólnym. Czeka panią szlaban oraz odejmuje Slytherinowi 25 punktów. A teraz Shafiq wracaj do łóżka i widzimy się za parę godzin na lekcjach. – ogromny szyderczy uśmiech pojawił się na twarzy profesora. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że nie tylko szlaban będzie ciężki, ale również zajęcia.
- Dobrze, dobranoc.
Myślę, że gdyby dowiedział się, że byłam na dziedzińcu, a nie na korytarzach to zamiast 25 odjąłby 50 punktów. Jedno wyjście kosztowało mnie połowę wszystkich punktów jakie zdobyłam na lekcjach przez te osiem miesięcy.
             Miałam wrażenie, że ledwo położyłam głowę na poduszce, a już Dafne mnie budziła, że spóźnimy się na śniadanie.
Ledwo żywa usiadłam przy wspólnym stole Slytherinu.
- Ktoś przez noc stracił 25 punktów ! – zdenerwowanie naszego prefekta słyszał chyba każdy.
- Kto mógł być tak nieodpowiedzialny ? – szepnęła do mnie Dafne.
Nie wiedziałam czy mam się przyznać czy lepiej to przemilczeć. Z drugiej jednak strony sama te punkty zdobyłam i sama je straciłam, więc nie zmarnowałam niczyjej pracy.
- Ja – odpowiedziałam mojej przyjaciółce.
- Co ? Dlaczego ?
- Widziałaś, że wczoraj byłam w nie najlepszym nastroju. Postanowiłam się przejść w nocy i trafiłam na Snape’a.
- Przecież jest opiekunem naszego domu jak mógł to zrobić ?!
- Podobno jeszcze żaden Ślizgon tak go nie zawiódł, także zrobił to z przyjemnością.
- Dobrze, że nauczyciele Cię lubią i zdobywasz punkty na zajęciach to odrobisz.
W zasadzie to też miałam taki plan, żeby być jeszcze bardziej aktywną na lekcjach i szybko odrobić te 25 punktów.
            Transmutacja minęła szybciej niż zwykle, a zaraz miały zacząć się eliksiry pewnie dlatego tak szybko minęła mi wcześniejsza lekcja, po prostu się bałam.
Był koniec kwietnia, a w lochach nadal panował chłód. Usiadłam na moim stałym miejscu razem z Pansy i czekałam na moją egzekucję.
- Dzisiaj zajmiecie się rozdziałem 7 i sporządzicie z niego streszczenie na 1,5 pergaminu  macie na to dzisiejszą lekcję i ani minuty dłużej. Zanim wyjdziecie wszystkie pergaminy mają znaleźć się u mnie na biurku. Panno Shafiq – kiedy już miałam nadzieję, że mi się upiecze profesor wypowiedział moje nazwisko – przygotujesz eliksir leczący z czyraków i oby był dobry, bo trafi od razu do pani Pomfrey i jeżeli któremuś z pani kolegów coś się stanie będzie miała pani kłopoty, więc radzę się postarać. A streszczenie rozdziału 7 przyniesie mi pani jutro rano do mojego gabinetu.
Miałam nadzieję, że to moja kara za dzisiejszą noc, więc wzięłam się od razu do pracy. Kiedy chciałam otworzyć mój podręcznik, nauczyciel znów się odezwał.
- Powinna pani znać ten przepis na pamięć! Proszę schować książkę.
Czekałam, aż Snape powie, że to żart i mam wyciągnąć podręcznik z powrotem, ale niestety nie doczekałam się tego, więc musiałam zacząć się śpieszyć jeśli chciałam zdążyć na obiad.
            Położyłam mój kociołek na ogniu, a do misieczki wrzuciłam 6 kłów węża, które zmiażdżyłam za pomocą tłuczką. Kiedy otrzymałam drobny proszek wrzuciłam jego 4 szczypty do kociołka i ogrzewałam go przez 10 sekund, chodź nie byłam pewna czy to nie za krótko postanowiłam zaryzykować. Wypowiedziałam właściwe zaklęcie i pozostawiłam początek eliksiru na 35 minut. W tym czasie posprzątałam to czego dotychczas użyłam i przygotowałam składniki na drugą część. Pozostały czas oczekiwania wykorzystałam na czytanie przez Pansy ramie zaleconego rozdziału.
W kolejnej fazie dodałam do kociołka 4 rogate ślimaki, a następnie przed dodaniem kolejnych składników ściągnęłam naczynie z ognia. Dodałam 2 kolce jeżozwierza do kociołka, wymieszałam 5 razy w prawo i wypowiedziałam zaklęcie kończące.
Do zakończenia lekcji zostało 5 minut, więc zaczęłam się śpieszyć z przelewaniem eliksiru do fiolek i podpisywaniem ich nazwą oraz dzisiejszą datą. Nad moim stanowiskiem unosił się różowy dym, dlatego wzięłam to za dobry znak.
- Zrobione – powiedziałam kładąc fiolki na biurku Snape’a – Czy to był mój szlaban ? – dodałam z nadzieją.
- Nie, proszę eliksir zanieść do pani Pomfrey i niech poda go swojemu pacjentowi.
Wiedziałam, że nasz profesor był szalony, ale nie wiedziałam, że aż tak.
Cała klasa już wyszła, a ja zanim też to uczyniłam posprzątałam moje stanowisko pracy. Gdybym tego nie zrobiła, zapewne nie zjadłabym dzisiaj obiadu.
Szybkim krokiem ruszyłam do skrzydła szpitalnego. Na jednym z łóżek siedziała bardzo znajoma mi postać.
- Lisa, co Ty tutaj robisz ?
- O cześć An! Wyszły mi jakieś obrzydliwe krosty na rękach, więc przyszłam, ale muszę czekać, bo pani Pomfrey skończył się potrzebny eliksir – wtedy zrozumiałam, że robiłam eliksir dla niej i tylko nie wiedziałam, czy to zemsta „mistrza eliksirów” czy przypadek.
- Dzień dobry dziecko! Przyniosłaś eliksir od profesora Snape’a ?
- Tak, tylko niech pani uważa sama go robiła,.
Pani Pomfrey popatrzyła na mnie nie pewnie, ale podała eliksir Lisie. Nie wiedząc czemu zamknęłam oczy i czekałam na krzyk mojej koleżanki, ale nic takiego się nie wydarzyło!
- Bardzo dobrze zrobiony eliksir moja droga, a teraz obie biegnijcie na obiad, bo wszystko wam zjedzą.
            Byłam bardzo zmęczona dzisiejszym dniem, a czekało mnie jeszcze zadanie z eliksirów. W piątkowe popołudnia jedynym spokojnym miejscem była biblioteka i to właśnie tam razem z Dafne i Blasiem spędziłam czas, aż do ciszy nocnej, później przenieśliśmy się na sofę przy kominku w naszym pokoju wspólnym.
Po północy miałam zrobione już zadanie z dzisiejszej lekcji oraz zadanie, które mamy zrobić na następne. Postanowiłam oddać profesorowi oba.
Dafne i Blais postawili sobie za zadanie, żeby mnie pilnować, abym nie straciła już więcej punktów. Przez cały dzisiejszy dzień zaczynając od obiadu miałam wrażenie, że mój cień się rozdwoił.
- Dobra ja idę spać – zapowiedziałam przyjaciołom.
- My też – powiedziała Dafne
Kiedy wchodziłam po schodach Zabini krzyczał za mną, że mam całą noc spędzić w dormitorium, bo inaczej rzuci na mnie klątwę.

***

            Przy śniadaniu podszedł do Malfoya oraz mnie profesor Snape, wręczył nam karteczki i odszedł bez słowa.
„Twój areszt rozpocznie się dzisiaj o jedenastej wieczorem. Proszę czekać na pana Filcha w Sali wejściowej.
Profesor M. McGonagall”

Tydzień wcześniej, kiedy to w poniedziałek rano okazało się, że Malfoy stracił 50 punktów nasz prefekt miał wielką ochotę na rzucenie w Draco zaklęciem niewybaczalnym, zresztą nie tylko on chciał to zrobić, bo połowa naszego domu miała na to ochotę. Nikt nie mógł uwierzyć, że dwóch pierwszoroczniaków w ciągu dwóch nocy straciło 75 punktów, podobno jeszcze nigdy w Slytherinie się to nie wydarzyło w co ciężko było mi uwierzyć.
Plusem według Malfoya było to, że Potter, Granger i Longbottom stracili 150 punktów. To trochę dzięki nim nasz dom nie znienawidził nas i szybko o tym zapomniał, bo byliśmy na pierwszym miejscu pucharu domów.
            Pokój wspólny powoli robił się pusty, a my z Draco czekaliśmy aż wybije 11 i będziemy mogli pójść do Sali Wejściowej.
- Pora na nasz Shafiq – mruknął mój kompan
Kiedy dotarliśmy do drzwi wejściowych czekał na nasz tylko nasz woźny. Oznaczało to, że Gryfoni się spóźniają co wywołało szyderczy uśmiech u Malfoya.
- Za mną – mruknął Filch, kiedy wszyscy byli już gotowi.
Woźny zaczął snuć swoje opowieści o tym, jakby nas skrzywdził gdyby to od niego zależało, a ja zachwycałam się czystym gwieździstym niebem. W tym momencie żałowałam, ze nie jestem dobra z astronomii.
Każde z nas się zdumiało, kiedy Filch zaprowadził nas pod chatkę Hagrida. Jeżeli karę mieliśmy wykonywać razem z nim to nie mogło być, aż tak źle.
Jeszcze zanim gajowy zdąży dokończyć, że idziemy do zakazanego lasu, Malfoy z przerażeniem w głosie oznajmił, że nigdzie nie idzie, a jego ojciec się o tym dowie. Nawet mnie wciągnął do swojego wywodu słowami „my Ślizgoni nie powinniśmy tego robić”, chciałam zaprotestować, że ja to w sumie jestem ciekawa co dzieje się teraz w lesie, ale Hagrid mnie ubiegł.
- Jeśli tego nie zrobisz to wylecisz z Hogwartu szybciej niż zdążysz nawet wysłać sowę do swojego ojca.
- On by się nigdy na to nie zgodził!
- Gdyby wiedział, co zrobiłeś to na pewno by się zgodził! A teraz róbcie co wam każe, w tym lesie nie jest bezpiecznie szczególnie o tej godzinie, a ja nie chcę nikogo nie potrzebnie narażać.
Nasz gajowy opowiedział nam o tym jak w środę znalazł martwego jednorożca, a teraz będziemy szukać kolejnego, który jest ranny.
Ekscytowało mnie to, że możemy wejść teraz do lasu, że możemy spotkać tyle dzikich zwierząt, że może uda nam się spotkać jednorożca!
Zostaliśmy podzieleni na grupki; Malfoy, Longbottom, Kieł – wielki pies Hagrida i ja byliśmy jedną grupą, a drugą tworzyli; Hagrid, Potter i Granger.
Dla mnie karą było już to, że muszę iść z tą dwójką, Hagrid bezgłośnie przekazał mi przeprosiny i każda z grup poszła w swoją stronę. Szłam jako pierwsza z lampą, za mną szedł Neville, a na końcu razem z Kłem szedł Draco.
Z tą dwójką las był straszniejszy niż z Hagridem. Kiedy szliśmy cały czas rozglądałam się za śladami krwi jednorożca, nie powinno być to trudne, ponieważ są one bardzo widoczne. Zagłębialiśmy się co raz bardziej w las odniosłam wrażenie, że jest tu jeszcze więcej drzew niż było na początku. Zaczęłam się nawet zastanawiać jak w tej głębinie znajdzie nas nasz opiekun. Okropny dźwięk krzyku Neville’a odbił się po całym lesie, a niebo rozświetliło się czerwoną flarą z jego różdżki.
- Co Ty robisz ?! Jesteśmy teraz łatwym celem! – krzyknęłam na Gryfona, a mój głos również poniósł się po lesie. Longbottom zaczął łkać, a Malfoy prawie tarzał się po ściółce ze śmiechu – co Ty zrobiłeś kretynie ? – zwróciłam się do blondyna.
- Nic – wydukał pomiędzy śmiechem – nie moja wina, że boi się własnego cienia.
Nagle z prawej strony usłyszeliśmy szybki bieg w naszą stronę, a każde z nas zamilkło.
- Tu jesteście! Nic wam nie jest ?
- Malfoy wystraszył Longbottoma – mruknęłam
- Jesteś kretynem ?!
Przez całą drogę powrotną do Harrego i Hermiony, Hagrid wyzywał Draco. Nie ukrywam, że sprawiało mi to satysfakcję, chociaż bardzo żałuję, że nie możemy kontynuować naszych poszukiwań sami.
Po incydencie gajowy postanowił zmienić grupy, razem z Hermioną i Nevillem zostaliśmy z Hagridem, a Potter, Malfoy i Kieł szli razem, z mojej perspektywy wyglądało to komicznie.
Wraz z moimi kompanami dotarliśmy do jeziora i stamtąd postanowiliśmy zmienić kierunek. Minuty mijały bardzo powoli, a my nie znaleźliśmy żadnego śladu jednorożca. Co raz bardziej byłam znudzona i zmęczona.
Księżyc, był już po drugiej stronie nieba kiedy dobiegł do nas przestraszony Malfoy, a za nim biegł pies. Ślizgon był tak przerażony, że nie mogliśmy wyciągnąć od niego żadnych informacji, mówił tylko coś o zakapturzonej postaci, która wypijała krew z jednorożca.
Teraz mieliśmy za cel odnalezienie całego Harrego, chociaż zaczynałam mieć przeczucie, że możemy już go znaleźć. Podążaliśmy cały czas drogą, którą wydawało się, że przybiegł Draco.
Kiedy zaczęliśmy już tracić wszelkie nadzieję, usłyszeliśmy kopyta uderzające o ściółkę. Hagrid kazał nam schować się za nim, mimo, iż wykonaliśmy jego polecenie to i tak każde z nas zaglądało zza jego pleców.
Na horyzoncie pojawił się piękny centaur z Potterem na plecach.
            Całą drogę do naszego dormitorium Draco nie odezwał się słowem, był tak przerażony, że nawet się ze mną nie pożegnał tylko od razu udał się do swojego łóżka. To była chyba jedna z lepszych historii jaka przydarzyła mi się w Hogwarcie i nawet trochę żałuję, że nie widziałam tego co Malfoy. Musiałam się jeszcze zastanowił co mogę powiedzieć moim rodzicom, bo to, że miałam szlaban to już wiedzieli.

środa, 22 kwietnia 2020

14. czekoladowa żaba

  Święta minęły bardzo szybko. Czy one zawsze tak mijały ? Niestety na dworzec nie mogli odprowadzić nas rodzice, ponieważ byli w pracy.
- Czy wszyscy są gotowi ? – krzyknął dziadek z holu.
- Jeszcze chwila, gdzieś zgubiłam różdżkę! – odkrzyknęła Maya.
- Nie miałabym już cierpliwości do dzieci – szepnęła babcia Rolanda.
Chwała Merlinowi, że Żabert się rozleniwił i nie muszę go terasz szukać, bo chyba bym się popłakała ze stresu.
- Macie minutę inaczej nie pojedziecie na ten semestr do szkoły! – dalej dziadek krzyczał.
Wzięłam pudełko z Żabertem do jednej ręki, a kufer do drugiej. W tym roku szkolnym oprócz mózgu wytrenuje też mięśnie rąk.
- Frank! Pomóż Ani – tego skrótu mojego imienia używała tylko babcia a szkoda, ponieważ było bardzo urocze.
- Dziecko nie dźwigaj tyle – zmartwił się dziadek.
- W pociągu nikt mi nie pomoże, więc muszę sobie radzić od początku sama.
- Tay! Dlaczego nie pomagasz siostrze ?
- Babciu nie jestem dzieckiem, daje sama radę.
- Jesteś damą i nie powinnaś sama dźwigać.
- Ta Pierwsza Dama Slytehrinu – szepnęłam do siebie.
Po dłuższym czasie niż minuta wszyscy stali w holu naszego domu. A mieliśmy szybko pojawić się na dworcu... wyszło inaczej, ponieważ dziadek postanowił dać nam jeszcze wykład na temat teleportacji. Czy on nie wie, że robimy to wspólnie odkąd skończyliśmy kilka lat?
Dosłownie 3 minuty przed odjazdem pociągu pojawiliśmy się na Kings Cross. Umrę w młodym wieku na zawał serca! Dziadkowie wymyślili nową dyscyplinę sportu, bieg z kuframi przez ludzkie przeszkody.
Wchodząc do pociągu miałam zadyszkę równie głośną co lokomotywa.
- Owocnej nauki! – krzyknęła za nami babcia.
- Nigdy więcej nie chcę aby dziadkowie odprowadzali nas na dworzec – narzekała Maya
Ostatni raz pomachaliśmy dziadkom i każde poszło w swoją stronę. Byłam miło zaskoczona kiedy okazało się, że dziewczyny zajęły dla mnie miejsce.
W sumie miałyśmy cały przedział tylko dla siebie. Rozłożyłam się na dwóch siedzeniach i ostrzegłam, że aż do Hogsmeade się nie ruszam.
Po dotarciu do celu myślałam, że skoro nie ma już tyle śniegu co przed świętami to do zamku dotrzemy łodziami, jednak zawiodłam się i znów podążaliśmy do powozów.
W zamku tradycyjnie czekała na nas kolacja tak obfita, że skrzaty nie miały co robić więc przygotowały wielką ucztę.
„I znów zimne lochy" pomyślałam idąc do naszego dormitorium. Będąc w ciepłym i przytulnym domu odzwyczaiłam się od tych zimnych ścian.
- Hej Anastazja! Chyba nie zapomniałaś o swoim najlepszym kumplu ?!
- O Draco ? Nigdy.
- Aha.
- Żartuje Blaise, fajnie Cię znowu widzieć. Jak tam święta ?
- Ciebie też fajnie widzieć, nawet trochę się stęskniłem. A świta wolałbym spędzić w Hogwarcie.
- Dlaczego ? Co się stało ?
- Wiesz poznałem swojego nowego „tatusia".
- Może ten nie będzie, aż taki zły ?
- A może zniknie przed wakacjami ?
- Oj Blaise, nie może być, aż tak źle.
- Może. Nie ważne, nie chce sobie psuć humoru. Jak tam Twoje święta ?
- Tradycyjnie trochę kłótni z siostrą, gry i dużo jedzenia.
- Zazdroszczę.
- Zapraszam na następne święta.
- Jego matka nie zniosłaby tak długiej rozłąki z jedynym synem. – do rozmowy dołączył się Draco teatralnie łapiąc się za serce.
- Ty to kretyn jesteś – mruknął Zabini
- Blaisiaczku nie złość się.
Blaise chciał walnąć Malfoya, ale ten mu uciekł.
- Uciekaj masz rację! Jak Cię dorwę to już nikt Cię nie pozna.
I tyle ich obu widziałam. Mimo wszystko miło tu wrócić.
Weszłam do dormitorium dziewczyn i rzuciłam się na łóżko. Okazuje się, że byłam bardzo zmęczona dzisiejszym dniem.
- Dlaczego Blaise i Draco się biją ? A właściwie próbują, bo na razie wyglądają jak dwa kurczaczki – zapytała Dafne.
- Draco nazwał go Blaisiaczkiem – odparłam.
- Ooo uroczo. Mama też tak dzisiaj do niego powiedziała na stacji.
Sprawa Blaisiaczka się rozwiązała, chodź myślę, że każdy kto usłyszał to zdrobnienie chociaż raz go użyje.
***
Poniedziałek 6 stycznia kolejny początek nauki magii. O 7 rano kiedy Mili zaczęła się przygotowywać do nowego dnia zaczęłam żałować, że przez ostatnie kilka tygodni tak długo spałam. Teraz miałam ogromny problem żeby wstać.
Moją największą motywacją okazało się to, że zaczyna się nowy semestr i profesor Snape będzie rozdawał nowe plany lekcji.
Wlokąc nogę za nogą ruszyłam do Wielkiej Sali. Z tego co zdążyłam zauważyć to nie tylko ja wyglądałam jak zombie. Przed wejściem na śniadanie czekał na mnie Flint.
- Shafiq od następnego poniedziałku zaczynamy treningi.
- Przecież jest zima – jęknęłam.
- Nigdy więcej dziewczyn w drużynie – mruknął i odszedł.
Oficjalnie nasz kapitan oszalał. Czy on myśli, a nie mowa o Flinie on nie myśli. Nie ważne.
Przy stole Slytehrinu panowała praktycznie cisza, większość uczniów podpierała głowę ręką i męczył swoje śniadanie.
Zdążyłam zjeść jedną kanapkę i pojawił się nasz ukochany nauczyciel. Z typową dla siebie miną rozdał plany i życzył smacznego. Okazuje się, że nasz plan aż tak bardzo się nie zmienił.
Niektóre lekcje pozamieniały się godzinami i odpadło nam latanie na miotle        
Niektóre lekcje pozamieniały się godzinami i odpadło nam latanie na miotle.
***
Zamiast śniegu, padał deszcz i sama nie wiem co było gorsze. Flint na wszystkich krzyczał dla samej przyjemności, a to zdecydowanie nie poprawiało naszych humorów. Pierwszy mecz w tym semestrze graliśmy z Ravenclaw gdzie obrońcą jest mój brat. Bardzo chciałam i bardzo nie chciałam grać w tym meczu. Nie chciałabym grać przeciwko mojemu bratu, ale chciałabym na stałe być w drużynie.
Ostatni trening przed meczem był bardzo mokry o jedyne o czym marzyłam to ciepła kąpiel i moje łóżko.
- Shafiq narada! – krzyknął Flint z szatni kiedy chciałam udać się już do zamku.
Jeszcze po żadnym treningu nie zostałam w szatni. Powody były dwa nikt szczególnie nie chciał ze mną rozmawiać oraz ja nie szczególnie chciałam oglądać jak się przebierają.
- Twój brat gra na obronie Ravenclaw ? – zapytał kapitan.
- Tak.
- Brawo wchodzisz do pierwszego składu.
- Co ?! – poderwał się z miejsca Montague, którego miejsce w drużynie było najbardziej zagrożone.
- Tak to. Siadaj Graham.
- Mieliśmy umowę.
- Umowy czasami wygasają.
Montague zaczął celować we Flinta swoją różdżką na co Marcus się zaśmiał.
- Graham jeśli nie chcesz wylecieć z drużyny to chowaj różdżkę i siadaj.
Ścigający analizował czy warto potraktować kapitana jakimś zaklęciem czy lepiej usiąść. Wybrał tą drugą opcję.
- Świetnie. Kto może lepiej nać grę brata jak nie rodzona siostra ? – Flint położył rękę na moim ramieniu – Mimo iż moglibyśmy z nimi wygrać bez naszej tajnej broni to chcę wygrać największą możliwą ilością punktów, więc Terence nie łap za szybko znicza, ale go kontroluj.
Po słowach Flinta zaczęłam mieć wątpliwości czy uda mi się pokonać Taylora. I jeszcze ta ręka Flinta!
- Jakieś pytania ?
- Co jeżeli nie wystawią brata młodej ? – jak miło wiedzieć, że znają moje imię...
- Wystawią, bo nie spodziewają się, że ją wystawię.
- Wiecie nadal tu jestem. I dla Twojej informacji Pucey mam na imię Anastazja.
- Nie ważne – mruknął wyżej wymieniony.
- Ok. Ważniejsze jest to, że Marcus Twoja teoria działa w dwie strony. Doskonale wiem jak broni mój brat, ale on też doskonale wie jak gram w końcu przez pół życia to z nim grałam.
- Przyjdź jutro o 16 na boisko. Bletchley Ty też, będziesz bronił. Shafiq trochę pozmieniamy to co umiesz.
- Skoro jej brat i tak wie jak gra to po co dodatkowy trening skoro ja mogę zagrać ? – wtrącił się Graham.
- Ja jestem kapitanem i ja decyduje kto gra. Chcę, żeby Shafiq zagrała w tym meczy to zrobi to. Zrozumiano ?
Leżałam w łóżku i zastanawiałam się co się wydarzyło w tej szatni ?! Nie ufam Flintowi i jego chęć tego żebym zagrała jest podejrzana. Chciałam o tym porozmawiać z Terencem, ale nie maiłam okazji. Dziewczyny każą mi się nie przejmować, bo gram. Z Blaisem nie rozmawiałam, bo wiedziałam, że jak to zrobię to Draco też się o tym dowie i pójdzie reakcja łańcuchowa.
Przed zakończeniem eliksirów Snape przy całej grupie poprosił mnie do siebie.
Doskonale widziałam uśmieszek Draco, szeptanie gryfonów i zdziwione miny ślizgonów. Snape odwrócił się plecami do sali, a twarzą do mnie.
- Panno Shafiq, Marcus Flint poprosił mnie o wyrażenie zgody na dodatkowy trening po dzisiejszych zajęciach. O to moja pisemna zgoda, proszę ją przekazać panu Flintowi i niech lepiej się pani jutro postara.
- Jak zawsze panie profesorze.
- Lepiej niż zawsze. Wracaj na miejsce.
Ledwo usiadłam w ławce, a Malfoy zaczął do mnie mówić.
- Przekupujesz profesora o lepsze oceny ?
- Nie, typujemy kto pierwszy wyleci ze szkoły Ty czy Potter. I zgadnij co ?
- Co ?
- Wygrywasz.
O 16 jak prosił Flint stawiłam się z naszym obrońcą na boisku. Na nasze szczęście nie padał deszcz i zapowiadało się, że jutro podczas meczu też nie będzie.
Przez cały trening Marcus krzyczał na mnie tyle, że na końcu się od tego przyzwyczaiłam. Flint starał się mnie nauczyć grać od nowa, ale miałam swoje wyuczone schematy.
Po dwóch godzinach jego nauki nie byłam nawet pewna czy umiem jeszcze rzucać kafel.
- Dobra robota Shafiq, będą z Ciebie jeszcze ludzie – kapitan poklepał mnie po plecach i wszedł do pokoju wspólnego.
Zdziwiły mnie te słowa do tego stopnia, że stanęłam przed ścianą i nie weszłam do środka. Dopiero kiedy Bletchley krzyknął za mną, ocknęłam się.
Rano w dzień meczu stresowałam się tak bardzo, że nawet śniadanie nie chciało mi przejść przez  gardło.
- Musisz jeść, bo tłuczki zrzucą Cię z miotły – namawiał mnie do jedzenia mój przyjaciel.
- Blaise ma rację – poparła go Dafne.
- Przecież ja nie dam rady pokonać Taylora – mruknęłam.
Moją małą tradycją przed meczem była rozmowa z moim bratem teraz z przyczyn wiadomych nie mogłam tego zrobić. Według planu Flinta nikt miał nie widzieć, że to ja dzisiaj gram, czy to się udało ? okaże się podczas meczu.
Z miękkimi kolanami ruszyłam do naszej szatni. Przechodząc przez błonia miałam wielką ochotę ruszyć biegiem w stronę zakazanego lasu i już tam zostać, aż do końca szkoły.
- An! Poczekaj – z zamku wybiegła moja siostra – list od rodziców przyszedł przed chwilą do Ciebie.
Ten list to było jedyne co mogło mnie dzisiaj uratować. Podziękowałam siostrze i już pewniejszym krokiem weszłam do szatni. Okazało się, że byłam pierwsza co bardzo mi odpowiadało. Usiadłam na jednej z ławek i otworzyłam list.
Kochanie,
Może powinienem napisać ten list do Ciebie i do Taylora, ale wiem, że Tobie przyda się bardziej. Nie wiem czy zagrasz w tym meczu bardzo liczę, że tak a wiesz czemu ? bo twój brat uważa, że to on nauczył Cię grać w ten najlepszy sport, a to przecież nie jest prawda. Pamiętasz kto pierwszy posadził Cię na miotle ? Ja! Twój tata. Pokaż Taylorowi jak się gra! (tylko nie mów mamie, że takie rzeczy do Ciebie piszę, bo da mi kare na galaretki). Czekam na Twój list po meczu. Trzymam mocno za Ciebie kciuki i pamiętaj kto Cię tego nauczył. Pozdrów Żaberta.
Kocham Cię tata.
Kocham tego człowieka, bardziej niż czekoladowe żaby! Tak naprawdę to oboje nauczyli mnie grać w Qudditcha, ale widać kto chce mieć większe zasługi w tym. Dla przyjemności taty postaram się chociaż coś trafić Taylorowi.
Mecz rozpoczął się na dobre. Okazuje się, że nie spodziewali się, że będę grała chodź brali to pod uwagę. Chciałam się na początek nie wychylać i zobaczyć jak się ma sytuacja, niestety Flint miał inny plan pierwszy kafel jaki poleciał był do mnie. Uniknęłam tłuczka i odrzuciłam kafla Flintowi, który zamarkował strzał, a następnie odrzucił kafla mi. Nie miałam innego wyjścia jak strzał. Nie wiem czy Marcus tego nie widział, ale byłam w tak strasznym położeniu, że nie było żadnej szansy abym to trafiła.
- Shafiq co Ty wyprawiasz ?! – krzyknął Flint.
Chciałam odkrzyknąć mu coś niemiłego, ale już w moją stronę leciały tłuczki. Umknęłam w prawo i zderzyłam się ze ścigającym Ravenclaw, który przez to stracił kafla to się nazywa szczęście w nieszczęściu. Czekałam na gwizdek pani Hood, ale nic takiego się nie wydarzyło.
- Wracaj Shafiq na pozycję – krzyknął nasz pałkarz.
Czy oni się na mnie uwzięli ? Po raz kolejny dostałam kafla w fatalnej sytuacji na szczęście teraz w moim zasięgu był Pucey i to jemu mogłam go podać.
Nasza gra zaczęła wyglądać lepiej po tym jak Marcus przestał opierać wszystkie podania na mnie. Kiedy pałkarze przeciwnej drużyny zorientowali się, że ślizgoni nie grają już na mnie zmienili swój obiekt, a ja mogłam podlatywać bliżej mojego brata.
Mecz skończył się oczywiście naszą wygraną, ale nie była ona tak okazała jakby sobie życzył Flint, a ja nie zostałam bohaterką tego meczu. Oczywiście połowa strzałów jaka wpadła mojemu bratu była moja, ale wiem, że nie takie były oczekiwania względem mnie. Lądując na boisku miałam obawy, żeby pójść do szatni. Wiedziałam, że wszystkie żale jakie się wyleją trafią na mnie.
- Shafiq miałaś grać, a nie udawać – krzyknął Flint kiedy ledwo weszłam do pomieszczenia.
- Jeżeli widzisz, że ktoś jest kryty ze wszystkich stron to chyba mu nie podajesz co ?!
- Skoro nie umiesz sobie poradzić z przeciwnikami to jak chcesz grać w Qudditcha.
- Marcus przesadzasz – wtrącił się Terence – latałem nad wami i widziałem wszystko dokładnie. Anastazja ma rację w wielu sytuacjach miałeś wolnego Adriana, a i tak grałeś na nią.
- Była głównym punktem to jak miałem nie grać ?!
- Wczoraj uważałeś inaczej. Jeżeli chciałeś zmienić plan to powinieneś mnie o tym powiadomić, a nie obwiniać mnie.
- Ma rację – mruknął Bletchley.
Najbardziej z tej całej dyskusji zadowolony był Montague, który wiedział, że na kolejny mecz już na pewno wróci do gry. Drużyna była podzielona na tych, którzy bali się Flinta więc go popierali i na tych, którzy widzieli jak wygląda mecz i popierali mnie.
Jako pierwsza wyszłam z szatni, ponieważ nie miałam zamiaru już więcej słuchać tego, że nie potrafię grać. Zaczęłam myśleć, że to był właśnie plan Marcusa, dlatego tak bardzo chciał, abym grała. Teraz miałby pretekst, żeby mnie wyrzucić z drużyny, ale nie spodziewał się, że część drużyny może też stanąć za mną.
W pokoju wspólnym zebrał się cały Slytherin, aby świętować nasze zwycięstwo. Było dziwnie kiedy weszłam do środka i wszyscy zaczęli wiwatować. Zawstydzona schyliłam głowę i pomknęłam do dormitorium. Rzuciłam moją miotłę pod łóżko i udałam się prosto do łazienki to było jedyne miejsce gdzie nikt mi nie będzie przeszkadzał przez najbliższe 30 min.
Po gorącej kąpieli trochę się uspokoiłam i postanowiłam zejść do pokoju wspólnego. Chciałam również podziękować Terencowi, że się wstawił za mną, dlatego to jego szukałam jako pierwszego. Później chciałam znaleźć moich przyjaciół i dołączyć do świętowania. Kiedy przedostawałam się przez ludzi, niektórzy klepali mnie po plecach i gratulowali. Higgsa znalazłam siedzącego w kącie razem z jakąś dziewczyną. Nie chciałam im przerywać, ale przypuszczałam, że jak dzisiaj mu nie podziękuje to później mogę już nie mieć okazji.
- Cześć, mogę Cię na chwilę przeprosić ? – zwróciłam się do dziewczyny.
- Jasne – uśmiechnęła się do mnie
Kiedy koleżanka Terenca odeszła zaczęłam – dzięki, że po meczu stanąłeś za mną.
- Nie ma sprawy An, jesteśmy jedną drużyną.
- Nie każdy chyba to rozumie.
- Poznałaś już jego chore ambicje po ostatnim treningu, nie powinnaś się nim przejmować do póki masz poparcie w drużynie to nic Ci nie grozi.
- No nie wiem, czy na następnym treningu nie pożegnam się z drużyną.
- Jeżeli tak to odejdę z Tobą.
- Co? Terence nie możesz tego zrobić.
- Mogę i zrobię, ale Marcus i tak mnie nie wyrzuci. Po pierwsze nie mamy innego szukającego po drugie kolejne osoby pójdą za mną.
- Może tak, ale i tak się nie zgadzam.
- Nie masz nic do gadania w tej sprawie – powiedział to śmiejąc się – a teraz wybacz, ale próbuje zaprosić ją do Hogsmeade i może dzisiaj po wygranym meczu się zgodzi.
- Dobrze już Ci nie przeszkadzam i dziękuje jeszcze raz.
Nadal zdziwiona słowami Higgsa, zaczęłam szukać moich znajomych. Nie było łatwo ich znaleźć, ponieważ usiedli na schodach prowadzących do dormitoriów chłopaków.
- Jest i nasza gwiazda! – krzyknął Blaise.
- Tak się Ciebie bali, że ciągle ktoś Cię krył – zawtórowała Dafne.
- Dzięki – uśmiechnęłam się blado.
Nasz wieczór minął na rozmowach o meczu, a później zaczęliśmy rozmowę o naszych pierwszych egzaminach w Hogwarcie. Kiedy wróciliśmy do dormitorium zbliżała się 23, a ja postanowiłam jeszcze napisać list do taty, że wygraliśmy ale nie grałam zbyt dobrze. Postanowiłam, że rano wyślę list.

16. czekoladowa żaba

  Było już tak gorąco, że pokochałam lochy. Jedyne miejsce w całym zamku gdzie nie było duszno. A już jutro rozpoczynają się nasze pierwsze ...