Było już tak gorąco, że pokochałam lochy. Jedyne miejsce w całym zamku gdzie nie było duszno. A już jutro rozpoczynają się nasze pierwsze egzaminy w Hogwarcie. Oprócz tego, że bałam się zemdleć z gorąca to jeszcze martwiłam się tym czy wszystko umiem, przecież to nie jest takie oczywiste!
Siedziałam w kącie pokoju wspólnego i próbowałam uspokoić swoje myśli. Sama nie wiedziałam czemu się tym stresowałam, może dlatego, że to pierwsze egzaminy ? A może nic nie umiałam i z braku wiedzy się stresowałam ? Były to chyba moje pierwsze egzaminy w życiu! W mugolskiej szkole były sprawdziany z każdego działu, a tutaj musiałam umieć wszystko co nauczyłam się przez te kilka miesięcy!
W ręku ściskałam list od moich rodziców, gdyby nie oni to ciężko by mi było przeżyć ten rok. W ostatnim liście jaki wysłałam rodzicom żaliłam się, że nie poradzę sobie na egzaminach i jako pierwszą w rodzinie wyrzucą mnie z Hogwartu. Wczoraj dostałam odpowiedź i było to coś takiego do czego będę często wracała.
Kochana córeczko,
Po pierwszym roku nikogo nie wyrzucają z Hogwartu inaczej Twój ojciec nigdy by nie skończył szkoły w sumie... gdyby nie ja to nigdy by jej nie skończył.
Na początku szkoły dopóki nie dostał się do drużyny Quidditcha nie miał jak spożytkować swojej energii, która go dosłownie roznosiła, wszędzie było go pełno. Był niegrzeczny do tego stopnia, że Dumbledore zabrałam jemu i Thomasowi różdżki na tydzień! (Ostatnio dowiedziałam się, że syn Thomasa też chodzi do Hogwartu, może znasz ? Chociaż lepiej nie wspominaj mu o jego tacie, ponieważ zostawił jego zaraz po narodzinach...)
Jeżeli dziwi Cię, że dyrektor wziął im różdżki, zrobił to dlatego, że jedyna rzeczą jaką Twój ojciec wtedy umiał to transmutacja kielicha w mysz i robił to przy każdym posiłku. Kiedy już jakaś dziewczyna zaczynała pić oni zamieniali jej kielich w mysz, a ofiara składała pocałunek w pyszczek myszki. Wyobraź sobie jaki był pisk przy każdym posiłku... Dyrektor miał tego dość i w ramach kary zabrał im różdżki, a dodatkowo był to początek pracy profesor McGonagall jako opiekuna Gryffindoru, więc dołożyła im jeszcze czyszczenie Nagród w Sali Pamięci co miesiąc, aż do wiosny. (Profesor McGonagall na początku swojej pracy w Hogwarcie nie miała łatwo, trzy lata po rozpoczęciu przez nas nauki do szkoły przyszedł James Potter i jego koledzy... Ci to dopiero dali popalić.)
Trochę ponarzekałam na Twojego tatę to teraz poraz na moją opowieść z pierwszych egzaminów. Ja na swoich pierwszych egzaminach zemdlałam, a to wszystko przez ... - nie mogłam się w tym miejscu rozczytać, ponieważ mama wszystko pokreśliła - przez moją byłą koleżankę, która nakłamała mi, że będziemy zdawać egzaminy przed całą szkołą! Taka byłam zestresowana, że ledwo przekroczyłam próg sali i zemdlałam. Ocknęłam się jak już było po wszystkim na moje szczęście dyrektor jak i nauczyciele byli bardzo wyrozumiali, więc pozwolili mi pisać następnego dnia.
Także jak widzisz nie masz się czym martwić, bo nie byłaby to pierwsza wpadka na egzaminach w naszej rodzinie. Zapytaj może Maya i Taylor też mają jakąś historie z tym związaną ?
Wrazie jakiś problemów i wątpliwości zawsze możesz do mnie, a raczej do nas napisać.
Trzymam mocno kciuki i kocham Cię!
Mama
W poniedziałek czyli w już jutro mamy egzaminy teoretyczne z transmutacji oraz zielarstwa. O ile z tego pierwszego przedmiotu mogłam liczyć na minimum zadowalający to z drugiego zadowalający byłby szczytem marzeń. Żadnego z przedmiotów nie boję się tak jak zielarstwa no może jeszcze astronomii. Starałam się myśleć pozytywnie, ale trzęsące się ręce wskazują na zupełnie coś innego.
- Jeżeli będziesz się tyle uczyć to głowa Ci pęknie zanim skończysz tę szkołę - dosiadła się do mnie Dafne
- Nie uczę się, tylko powtarzam najważniejsze informacje.
- Już Ci to nic nie da. Chodź do reszty mamy zapasy słodyczy.
Niechętnie ruszyłam się z mojego cichego miejsca i podążyłam za przyjaciółką. Na jednej z głównych kanap siedzieli wszyscy moi znajomi.
- Pani mądralińska! Chodź, siadaj - przywitał mnie radośnie Blaise
- Żadna mądralińska.
- Jasne... a kto się przed chwilą uczył ? Na pewno nie żadne z nas.
- Ja też nie. Czytałam list od rodziców - na potwierdzenie moich słów wyciągnęłam z kieszeni zmiętą kartkę od mamy.
- Uznajmy, że Ci wierzymy - na te słowa Dafne zachichotała, ona jedyna wiedziała, że siedziałam tam i powtarzałam zielarstwo.
Resztę wieczoru spędziłam z moimi przyjaciółmi... tak są moimi przyjaciółmi. Może nie wiem czy mogę im wszystkim ufać, ale wiem, że gdyby jakiś gryfon zaatakował mnie na korytarzu wszyscy stanęliby w mojej obronie.
Rano obudziłam się jako pierwsza! Jeszcze nigdy tak nie było żebym wstała szybciej niż Millicenta. Wzięłam wszystkie swoje notatki i rozsiadałam się w pokoju wspólnym. Do śniadania zostało jeszcze trochę czasu, więc mogłam ostatni raz przeczytać wszystko z transmutacji.
- A Ty co Shafiq spać nie możesz ?
- Malfoy, a Ciebie skąd przywiało... ?
- Byłem wysłać sowę mamie.
- Twoja mama też była w Slytherinie ? - o ojca nie musiałam pytać tyle razy już o nim słyszałam, że czuje jakby z nami chodził do szkoły.
- Oczywiście, że tak. Mój ojciec nie spojrzałby na byle puchona.
- Dlaczego zakładasz, że ktoś poza Slytherinem jest byle kim ?
- Bo tak jest! Tylko miernota nie trafia do Slytherinu.
- Widocznie jeszcze za mało ludzi znasz!
- A no tak zapomniałem, przecież Ty jako jedyna w swojej rodzinie trafiłaś do Slytehrinu. Czarna owaca.
- Mi to odpowiada - wzruszyłam ramionami, chociaż tak naprawdę uderzyły mnie jego słowa, ponieważ to prawda...
- Wiadomo lepiej być czarnym niż białym jak wszyscy.
Z tymi słowami odszedł do swojego dormitorium.
Zaczęłam zastanawiać się czy przeszkadza mi to, że jestem w domu węża. Absolutnie nie! A najgorsze, że nawet czuje się lepsza niż moje rodzeństwo. Slytherin źle na mnie działa... bardzo źle. A może od zawsze tak było, a ja nigdy nie zwracałam na to uwagi ?
***
Po zjedzonym śniadaniu wraz z Gryfonami ustawiliśmy się przed salą do transmutacji.
Mam wrażenie, że nie dochodziły do mnie żadne bodźce od czasu do czasu kiwałam tylko głową żeby przytaknąć chociaż nie wiem o czym mówili moi przyjaciele.
Równo z dzwonkiem oznajmiającym początek lekcji profesor McGonagall otworzyła sale i każdy zajął swoje miejsce.
Mimo iż siedzieliśmy parami w ławce nie mieliśmy możliwości ściągania przez zaczarowane pióra, które dostaliśmy od profesor.
Kiedy wyszłam z sali miałam ochotę skakać pod sufit, bo jak dla mnie pytania były bardzo proste! Do obiadu mieliśmy jeszcze trochę czasu, więc postanowiliśmy spędzić trochę czasu przy jeziorze. Szłam z dziewczynami, a za plecami słuchałam ciągłe narzekanie Blaise. Moje ulubione zdanie brzmiało;
- Myśle sobie tylko McSztywna może rozwiązać ten egzamin patrzę na Anastazje, a ta jedzie już z drugą stroną! Rozumiecie to ? Z drugą stroną kiedy ja byłem na zadaniu drugim!
Przestałam się martwić nawet zielarstwem, bo przecież nie może się tam pojawić nic trudnego wykraczającego poza moje notatki.
Rozsiedliśmy się na trawie i delektowaliśmy się słońcem. Przez dłuższą chwile nikt się nie odzywał, co było raczej rzadkością u nas.
- Jakie macie plany na wakacje ? - zaczęła Dafne
- Jedziemy z mamą do Afryki - pochwalił się Blaise
- Kolejny mąż już umarł ? - zażartował Draco
- Nie interesuje mnie to. Im mniej wiem tym lepiej żyje jak mówi moja mama.
- Dlatego to zastosowałeś na transmutacji ? - zaśmiałam się
- Nie rozmawiam z Tobą. Jak można tak dużo pisać na egzaminie ?!
Do póki nie zabiły dzwony oznajmiające obiad żartowaliśmy z siebie nawzajem.
Czas do egzaminu z zielarstwa mijał nieubłaganie szybko. O tyle co 2 godz temu byłam pewna, że zdam to na spokojnie tak teraz stojąc przed salą byłam bardzo zestresowana.
Profesor Sprout przygotowała sale tak aby każdy siedział osobno i w miarę możliwości daleko od siebie. Moje miejsce było pomiędzy Pansy a Millicentą gdyby była możliwość ściągania przyjęłabym się tym, ale mamy te same pióra co u profesor McGonagall, więc trzeba polegać na sobie.
To bardzo podejrzane... jak to możliwe, że znałam odpowiedzi na wszystkie pytani ? Po dzisiejszych egzaminach czuje, że już wszystko mogę zdać!
***
Ten tydzień minął mi najszybciej ze wszystkich spędzonych w Hogwarcie! Po poniedziałkowych egzaminach moi przyjaciele stwierdzili, że jednak trzeba się trochę przyłożyć, więc resztę wieczoru powtarzaliśmy receptury na egzamin praktyczny z eliksirów oraz teoretyczny z obrony przed czarną magią. We wtorkowy wieczór pomagałam Pansy w przygotowaniach do egzaminu praktycznego z transmutacji. Parkinson ze stresu przestała sobie radzić z czymkolwiek co dotyczy użycia różdżki. Pół wieczora ją uspokajałam, a drugie pół zmienialiśmy przedmioty w zwierzęta. W środę po transmutacji Dafne pomogła mi w przygotowaniach do egzaminu z astronomii jest do jedyny przedmiot z którego nie jestem pewna czy zdam. W czwartek mieliśmy same egzaminy praktyczne. Rano obronę przed czarną magią w którym musieliśmy wykazać się prostymi zaklęciami obronnymi. Po południu czekał na nas egzamin z zaklęć. Profesor Flitwick był bardzo wyrozumiały i patrzył na nas przychylnym okiem. W piątek mieliśmy egzamin, który wymagał od nas najwiecej wiedzy czyli teoria z historii magii. Nie ukrywam, że zadania były bardzo skomplikowanie sformułowane i było trzeba bardzo się natrudzić, żeby wszystko napisać mieszcząc się w wyznaczonym czasie.
- Skończyliśmy to! - krzyknęła cała sala po skończonym egzaminie z historii magii.
Każdy z wielkie uśmiechem na twarzy udał się na błonia gdzie w swoim gronie grał w gry lub po prostu rozmawiał.
Cały nasz Slytherinowy rocznik usiadł niedaleko jeziora. Nott grał z Millicenta w szachy czarodziejów, Dafne leżała z zamkniętymi oczami na trawie, Draco dyskutował z Crabben i Goylem raz po raz wybuchali śmiechem przez co obawiałam się, że szykują jakąś niemiłą niespodziankę na zakończenie roku, Blaise i ja zastanawialiśmy się jak będą wyglądały teraz lekcje skoro jesteśmy już po egzaminach.
***
Przy kolacji panowała wesoła atmosfera. Przy stole nauczycielskim brakowało kilku nauczycieli w tym samego Dumbledore dlatego pewnie panował taki hałas.
- Będziemy do siebie pisać przez całe wakacje ? - zapytała Dafne
- Nie, dzięki - mruknął Malfoy i wrócił do rozmów ze swoim gangiem
- Oczywiście! Nie wiem jak bez was wytrzymam te dwa miesiące... - objęła nas rękoma Milli
- Zastanowię się - udałam zamyśloną
- Nie udawaj Draco! - dźgnęła mnie palcem Dafne
- A tfu broń mnie Merlinie.
- Dobrze, że Cię nie słyszy, bo dawno się nie kłóciliśmy i po takim czasie to było by pewnie tornado obelg - stwierdziła Pansy
- Lubię się z nim kłócić - wzruszyłam ramionami - najbardziej lubię wyraz jego twarzy kiedy wie, że przegrał.
Po kolacji wszyscy poszliśmy do pokoju wspólnego. Miałam jeszcze ochotę pospacerować się po błoniach, ale wiedziałam, że jak zostanę przyłapana to Snape obedrze mnie ze skóry. Nasz opiekun bardzo nie lubił gdy spacerowaliśmy poza pokojem wspólnym, sama się o tym przekonałam...
Dochodził już późny wieczór kiedy stwierdziłam, że dłużej nie wysiedzę i muszę pójść się przejść. Nikt nie miał ochoty pójść ze mną.
Najciszej jak potrafiłam wydostałam się z lochów i kierowałam się ku wyjściu z zamku kiedy zauważyłam, że po błoniach spaceruje profesor Sprout. Nie miał ochoty wracać jeszcze do dormitorium, więc udałam się na wycieczkę po zamku.
Po egzaminach chyba zaczęło brakować mi adrenaliny, ponieważ nogi zaprowadziły mnie w miejsce gdzie nie powinno mnie być...
- Panno Shafiq!!! - na te słowa serce podeszło mi pod gardło...